Jak korzystać ze sztucznej inteligencji, nie tracąc głosu marki

Gdy pierwszy raz użyłem AI do szkicu wpisu na blog, brzmiało to tak, jakby napisał go mówca motywacyjny uwięziony w instrukcji obsługi.
Technicznie bez zarzutu. Kompletnie niezapamiętywalne.
Oto pułapka: AI potrafi wyrzucić treść w kilka sekund, ale jeśli go nie okiełznasz, wyczyści Twoją markę z charakteru. Wygładzi kanty, wyprasuje dziwactwa i zamieni Twój głos w letnią owsiankę — nieszkodliwą, nijaką i nie do odróżnienia od konkurencji.
Jeśli korzystasz z AI, żeby oszczędzić czas (słusznie), ciąć koszty (też słusznie) czy skalować content (jasne), wciąż musisz zapytać: czy to brzmi jak Ty, czy jak chatbot po maratonie 10 000 postów o marketingu?
Głos marki to ostatnia rzecz, którą warto zlecać algorytmowi. Pozwól AI pisać, ale nie pozwól mu mówić za Ciebie — chyba że chcesz, by Twój blog brzmiał jak notatka HR-u próbująca stać się viralem.
Co większość marek źle rozumie w kontekście treści AI
AI ułatwia tworzenie treści. Tak brzmi oferta — i to prawda. Ale „łatwiej” nie zawsze znaczy „lepiej”, zwłaszcza gdy łatwiej zaczyna wyglądać identycznie jak cudze „łatwiej”.
Większość marek traktuje AI jak automat z contentem. Wrzucają kilka fraz kluczowych, dostają 1000 słów gramatycznie poprawnego wypełniacza i klikają „opublikuj”. Potem dziwią się, że zaangażowanie leci, a otwarcia newslettera pikują.
Schemat jest prosty:
- Nadmierne użycie buzzwordów
- Wypolerowany ton bez duszy
- Zero wyczucia niuansów odbiorcy
Rozłóżmy to na czynniki pierwsze:
Błąd | Jak to brzmi | Dlaczego nie działa |
---|---|---|
Sałatka z buzzwordów | „Wykorzystujemy transformacyjne technologie, aby turbodoładować rozwój marki.” | Brzmi bezpiecznie, identycznie jak wszyscy, nic nie znaczy. |
Ton generyczny | „Naszą misją jest wspierać innowacje poprzez skalowalne rozwiązania.” | Może być Twoja marka. Może być firma od pasty do zębów. |
Syndrom AI-guru | „W świecie, w którym jedyną stałą jest zmiana…” | Cringe. Pachnie automatem, bo nim jest. |
Prawdziwy przykład: post na LinkedIn, który poległ
Pracowaliśmy z marką SaaS publikującą co tydzień post na LinkedIn generowany w ChatGPT. Zawsze ten sam schemat: trzy akapity, lista „kluczowych wniosków” i zakończenie typu „Ciekawe, dokąd zaprowadzi nas ta podróż.” Brzmiało schludnie — dopóki nie zorientowałeś się, że nie da się go odróżnić od dowolnego CEO z B2B tech udającego, że myśli na autopilocie.
Wyświetlenia spadły. Komentarze wyschły. Odbiorcy nie znienawidzili tych postów; po prostu ich nie obchodziły. Bo nie brzmiały jak oni.
Gdy przejrzeliśmy stare treści, okazało się, że najbardziej angażujący post powstał, gdy założyciel utknął na opóźnionym locie — surowy, zirytowany, niefiltrowany. Były literówki, sarkazm i wyraźne stanowisko. Krótko: był ludzki.
Prawdziwy przykład: startup, który zrobił to dobrze
Dla kontrastu — bootstrapowy CRM używał AI do szkiców case study: punktów, cytatów, struktury. Potem head of content przepisywał je w głosie założyciela. Zostawili przekleństwa. Dodali wewnętrzne żarty. Wspomnieli o paskudnej kawie w jednym biurze i psie Marvinie w innym. Nie było idealnie, ale było ich.
Bounce rate spadł o 18%. Czas na stronie wzrósł dwukrotnie. Dlaczego? Bo ludzie czuli, że czytają coś napisanego przez kogoś, nie wygenerowanego dla wszystkich.
Wniosek
AI nie jest problemem. Problemem jest lenistwo.
Jeśli traktujesz AI jak kopiuj-wklej, dostaniesz to, na czym zostało wytrenowane: greatest hits internetowej nudy. Ale gdy użyjesz go jako narzędzia — z jasnymi wytycznymi, mocnym głosem i bezlitosną redakcją — pomoże Ci skalować bez brzmienia jak nijaki ghostwriter z LinkedIn.
Najpierw zrób audyt głosu marki (zanim dotkniesz pola promptu)
Zanim zaczniesz wrzucać prompty do ChatGPT jak do magicznego automatu, odpowiedz na jedno pytanie: Jak faktycznie brzmi Twoja marka?
Jeśli Ty tego nie wiesz, AI tym bardziej.
Za dużo osób omija ten krok i kończy z treściami, które czyta się jak pół-pomocnego robota wychowanego na TED-ach. Efekt? Wypolerowane zdania z osobowością prezentacji na LinkedIn.
Jak więc określić swój głos bez zatrudniania konsultanta za 10 k$ mówiącego, że jesteś „autentyczny i innowacyjny”?
Zrób szybki i brudny audyt voice.
Zacznij od tej checklisty:
Pytanie | Głos Twojej marki |
---|---|
Czy używasz skrótów (kontrakcje)? | („you’re” vs. „you are”) |
Czy przeklinasz: trochę, dużo, wcale? | (Bądź szczery — to ma znaczenie) |
Jesteś formalny, luźny, sarkastyczny, suchy, entuzjastyczny? | (Wybierz jedno. Nie możesz być „profesjonalny, ale zabawny i zadziorny, ale szczery.”) |
Używasz krótkich czy długich zdań? | (Rytm — AI go wyłapie, jeśli pokażesz) |
Czy masz stałe zwroty lub fobie słowne? | (Np. unikamy „empower”, „synergia”, „unlock”) |
Następnie zbierz trzy przykłady treści, które brzmią dokładnie jak Twoja marka. Nie te, które miały najlepszy wynik — te, które czuły się najbardziej „Twoje”. Mogą to być:
- Wpis na blog napisany bez przesadnego myślenia
- E-mail wysłany w pośpiechu, który rozbawił zespół
- Landing page z ostrym, jasnym tonem, jednoznacznie Twoim
- Nawet wiadomość Slack do współzałożyciela, która idealnie oddaje klimat
Wrzuć je do AI i poproś:
„Naśladuj ten ton. Głos luźny, zwięzły, lekko niecierpliwy. Zero korpo-buzzwordów. Załóż, że czytelnik ma mało czasu i zerową tolerancję na watę.”
Na początku nie będzie idealnie. I o to chodzi — to jest trening, nie delegacja. Pokazujesz modelowi, co znaczy „on-brand” w praktyce.
Notka od Koordynatora Chaosu (czyli: ode mnie)
W moim przypadku wiem, że nasz ton w SEOJuice mieści się między „founder mówiący prosto z mostu” a „rodzic z 15 minutami do odbioru ze szkoły”. Nie mam czasu na miękkie wstępy ani trzyakapitowe metafory. Nasz głos jest ostry, suchy i konkretny — bo ja jestem ostra, sucha i wiecznie spóźniona.
Ta klarowność pomaga każdemu narzędziu — także AI — brzmieć jak ja, a nie jak farma contentu na autopilocie.
A gdy opanujesz swój głos, promptowanie staje się mniej zgadywaniem, a bardziej dawaniem instrukcji junior copywriterowi, który potrzebuje trochę prowadzenia za rękę.
Wytrenuj robota (żeby przestał brzmieć jak robot)
Używanie AI bez treningu to jak wręczenie dwulatkowi kredek z poleceniem „stylowo udekoruj ściany”. Coś dostaniesz. Może nawet… kolorowe. Ale nie to, czego chciałeś.
Z AI jest tak samo.
Jeśli otwierasz ChatGPT i piszesz „Napisz post o strategiach marketingowych”, nie dziw się, gdy odda tysiąc słów odgrzewanych buzzwordów i letnich porad. To nie AI jest słabe — to Ty dałeś mu pustkę.
Musisz je trenować. Nie kodem, lecz głosem, tonem, strukturą i ograniczeniami. Inaczej wróci do bezpiecznej przeciętności — pisarskiego odpowiednika muzyki z windy.
Analogia rodzicielska: bitwa o kolację
Wychowując dwóch chłopców, odbyłam tę samą rozmowę o kolacji 400 razy:
„Co chcesz zjeść?”
„Nie wiem.”
„Okej, brokuły z quinoą?”
„Fuj. Nie.”
„To co chcesz?”
„Powiedziałem, że nie wiem.”
Podanie AI promptu bez jasnych danych to ta sama katastrofa. Trzeba powiedzieć:
„Chcę, żeby ten post brzmiał jak ja — krótkie zdania, lekki sarkazm, zero sztucznego entuzjazmu. Skup się na praktyce, nie teorii. Maks 600 słów. Czytelnik jest zajęty i uczulony na watę.”
AI kocha instrukcje. Potrzebuje granic. Im więcej dasz kontekstu — ton, persona, przykłady — tym lepiej wyjdzie. Im mniej, tym więcej zgaduje. A zgadywanki bierze z najbardziej statystycznie przeciętnych zakamarków internetu. Tłumacząc: z generycznego śmietnika.
Praktyczne podejście
Tak robię to w realu, między odwożeniem do szkoły a zimnymi płatkami:
- Piszę samodzielnie akapit — surowy, ale prawdziwy. Może to być wiadomość Slack, rant, notatka w telefonie.
- Wrzucam to do AI z poleceniem: „Napisz 500 słów w tym głosie. Zachowaj ton i rytm. Nie wygładzaj za bardzo.”
- Czytam wynik jak tekst junior marketera: zaznaczam dobre rzeczy, wycinam sztucznie brzmiące, przerabiam zakończenie.
- Jeśli działa, zapisuję szablon promptu. Jeśli nie, poprawiam i próbuję ponownie.
Trenowanie AI nie polega na znalezieniu idealnego promptu. Chodzi o iterację, aż zabrzmi jak Ty, nawet gdy nie miałeś czasu pisać.
Mieszaj, nie deleguj
Ustalmy: AI to nie Twój head of content. To stażysta. Szybki, niezmordowany, czasem nieogarnięty stażysta, który wypluje draft o 3 nad ranem, ale nie ma pojęcia, za czym stoi Twoja marka, jeśli nie karmisz go instrukcjami.
Nie deleguj więc w ciemno — mieszaj strategicznie.
Oto plan działań, którego używam w SEOJuice. Przetestowany między rozmowami z klientami, kryzysami dzieci i pisaniem w Notesach w kolejce po odbiór.
Krok 1: Zrzuć ciężar na AI (ale daj kierunek)
- Zacznij od promptu zawierającego kim jesteś, do kogo mówisz i jak to ma brzmieć.
-
Przykład:
„Napisz 400-słowny wpis na blog agencji marketingowej prowadzonej przez founderów. Ton suchy, rozmowny, niecierpliwy wobec waty. Załóż, że czytelnik zna podstawy marketingu i chce konkretnych taktyk, nie teorii.”
-
- Daj szkic lub strukturę. Nie oczekuj fajerwerków od pustego promptu.
Krok 2: Skanuj strukturę, nie polerkę
- Traktuj pierwszy draft AI jak rusztowanie. Nie musi być ładne, ma dać bazę.
- Szukaj:
- Jasnego flow (wstęp → rozwinięcie → pointa)
- Logicznych sekcji
- Zdań, które przypadkiem brzmią jak Ty
Jeśli dostaniesz listicle, a chciałeś rant, popraw to w kolejnym promptcie. Nie trać czasu na edycję kształtu, którego nie chcesz.
Krok 3: Przepisz kluczowe fragmenty w swoim głosie
- Weź miejsca, które brzmią robotycznie — zwykle wstęp i zakończenie — i napisz je sam.
- Dodaj realne przykłady, anegdoty, nawet drobne złośliwości. Cokolwiek z fakturą.
- Czytaj na głos. Jeśli brzmi jak coś, czego nigdy byś nie powiedział, wywal.
AI pisze dla nikogo konkretnego. Ty piszesz dla prawdziwej publiczności.
Krok 4: Test „Czy ja w to wierzę?”
- Zadaj sobie: Czy powiedziałbym to klientowi lub inwestorowi?
- Jeśli tak, super.
- Jeśli nie, to pewnie wypełniacz AI.
Typowe czerwone flagi:
- Mglisty optymizm („to pomoże wznieść Twoją markę!”)
- Nadużywane zwroty („game-changer”, „rewolucjonizować”, „bezproblemowe doświadczenie”)
- Ton pasywny bez opinii
Usuń wszystko, co nie brzmi jak Twoje.
Krok 5: Ostatnia polerka (max 2 minuty)
- Skróć zdania.
- Usuń wszystko, co brzmi jak praca zaliczeniowa.
- Dodaj trochę pazura. Zamiana „wykorzystać” na „użyć” potrafi zmienić cały vibe.
Nie chodzi o perfekcję — a o rozpoznawalność. Chcesz, by ktoś, kto zna Twoją markę (lub głos), przeczytał i wiedział, że to od Ciebie, nie z content-fabryki.
Podsumowując: AI ma przyspieszać, nie unieważniać.
Połącz jego szybkość ze swoim głosem, a zyskasz skalę bez sprzedawania duszy. Deleguj szkic — nigdy przekaz.
AI przyspiesza, ale głos sprawia, że jesteś rozpoznawalny
Kusi, zwłaszcza gdy czasu mało, a zapotrzebowanie na treści duże, by traktować AI jako rozwiązanie wszystkiego. Wpis na blog? AI. Podpis na LinkedIn? AI. Sekwencja maili? AI. Przyzwyczajasz się do wygody, szybkości, iluzji produktywności. A potem publiczność cichnie. Treść staje się cicha. Nie ilościowo, lecz charakterem.
Bo problemem nie jest szybkość. Problemem jest tożsamość.
Głos marki to nić łącząca wszystko — landing page, cold maile, komentarze, newsletterowe pożegnania. To coś, co sprawia, że czytelnik zatrzyma się w scrollu i pomyśli: „To brzmi jak oni.” AI z definicji tego nie obchodzi. Nie wie, co Cię wyróżnia, o ile nie zmusisz go, by się dowiedziało.
Efektywne korzystanie z AI nie oznacza pełnego outsourcingu contentu. Oznacza przejście przez pustą stronę szybciej — a potem wejście z własnym głosem, kontekstem, osądem. To różnica między „ktoś rozpoznaje Twój tekst w feedzie” a „ktoś scrolluje, myśląc: „Czy ja tego już nie czytałem?””
Myśl o AI jak o ugotowanym makaronie. Oszczędza czas, jasne. Ale wciąż potrzebujesz przypraw, sosu, timingu — smaku. Inaczej po co?
Twoje treści nie muszą być idealne. Muszą być Twoje. Ludzie wybaczą brak przecinka czy ostre zdanie. Nie wybaczą nudy.
FAQ: korzystanie z AI bez brzmienia jak robot
P: Czy naprawdę mogę utrzymać spójny głos, jeśli kilka osób w zespole używa AI?
Tak — jeśli stworzysz jasne przykłady, wytyczne tonalne i listy zakazanych słów. AI dobrze wykonuje instrukcje; potrzebuje tylko stałych.
P: Jak sprawić, by AI nie brzmiało zbyt polerowanie lub formalnie?
Bądź bezpośredni w promptach: każ mu pisać luźno, z osobowością, używać skrótów. Jeszcze lepiej — podaj próbki maili czy postów napisanych przez Ciebie. Daj materiał, a nie tylko keywordy.
P: Co jeśli nie jestem mocnym copywriterem — czy wciąż mogę zdefiniować głos?
Oczywiście. Nie potrzebujesz perfekcyjnej gramatyki, by mieć mocny ton. Pomyśl, jak mówisz, jak piszesz SMS-y, co Cię bawi. To Twój głos. Uchwyć go i buduj.
P: Czy AI jest warte użycia, skoro i tak muszę przepisać połowę?
Tak — bo zaczynanie od czegoś jest szybsze niż od niczego. Traktuj AI jak generator brudnego szkicu. Twoją rolą jest go ulepić, nie zaczynać od zera.
P: Czy powinienem mówić odbiorcom, że używam AI?
Tylko jeśli to istotne dla rozmowy. Większość ludzi interesuje jak coś się czyta, a nie jak powstało. Jeśli brzmi jak Ty i daje wartość, narzędzie w tle nie ma znaczenia.
Jeśli Twoje treści brzmią jak wszystkie inne, będą traktowane jak wszystkie inne: szybkie skanowanie, ignor, zapomnienie.
AI tego nie zmieni — ale Twój głos tak.